Złoty Lew, Złoty Niedźwiedź i wreszcie Złota Palma. Dorobek Jafara Panahiego jest na tym etapie ogromnie imponujący.
Zaczyna się od niepozornego zdarzenia. Psuje się auto, którym jechało małżeństwo z dzieckiem. Szczęśliwie, w pobliżu jest budynek, a jeden z pracowników udziela pomocy naprawiając pojazd. Jednak drugi z nich uświadamia sobie coś przerażającego. Mężczyzna z auta jest jego dawnym oprawcą. Dla niego to mógł być jeden z wielu więźniów, którzy sprzeciwili się reżimowi. Jednak protagonista nigdy nie zapomniał tego głosu, a także skrzypienia sztucznej nogi oprawcy. W impulsie postanawia go porwać, żeby następnie pogrzebać żywcem. Lecz co jeśli ten człowiek jest tak naprawdę kimś innym?
Tym prostym konceptem Jafar Panahi rozpoczyna swój najnowszy film. Ta niewielka iskra okaże się wzniecić duży ogień. To, co zaczyna się jako porwanie potencjalnego oprawcy, prędko zmienia się w rozważania nad samosądami, upodabnianiem się do prześladowcy oraz niemożnością kontynuowania życia przez traumę. Do protagonisty dołączają kolejne ofiary, każda z własną perspektywą na to zdarzenie, które dyskutują o tym, co trzeba zrobić.
Panahi mistrzowsko rozwija ten koncept. Ma on trafne zakorzenienie w prawdziwym świecie, jego istota jest niejednoznaczna, zaś poruszenie licznych tematów przychodzi mu z łatwością. Jest on świadomy tego, że nie może sugerować widowni, iż jakiekolwiek odpowiedzi na postawione pytania są prawidłowe. Wszak rozważania Panahiego są skomplikowane. Zbyt wiele czynników składa się na to, do jakiej konkluzji można osobiście dojść w tej sprawie. To coś, co bohaterowie z czasem uświadamiają sobie. Aczkolwiek nie powstrzymuje to twórcy od zaprezentowania wielu różnych odpowiedzi.
Bohaterowie są różnorodnym zebraniem stanowisk wobec postawionego problemu. Każdy z nich różni się od siebie wieloma aspektami zaś łączy ich tylko trauma wynikająca z tego samego oprawcy. Choć w pewnym stopniu są archetypami, to nie jest to problem kiedy wyróżniają się między sobą, zapadają w pamięć, a także są świetnie zagrani. Każda konwersacja aż kipi od energii i ciężko jest przewidzieć kiedy emocje sięgną zenitu. Te sceny imponują tym bardziej kiedy są nagrywane na długich ujęciach. A przecież mowa o filmie z obsadą, która w dużym stopniu nie miała aktorskiego doświadczenia!
Jednak nie mogło być inaczej kiedy Jafar Panahi musiał kręcić ,,To był zwykły przypadek” w sekrecie. Utrzymywany był w tajemnicy aż do ogłoszenia jego zakwalifikowania w konkursie głównym festiwalu w Cannes. Zatem wpłynęło to nie tylko na dobór obsady, lecz również sposób kręcenia. Choć można żartobliwie nazwać go ,,telewizyjnym”, to mimo wszystko prezentuje się on naprawdę porządnie biorąc pod uwagę warunki. Nie oczekujcie złej jakości obrazu z kamery postawionej w jakimś kącie. Strona wizualna jest prosta, lecz jednocześnie ładna. Zaś wspomniane rozmowy nagrane na długich ujęciach są zdecydowanym plusem.
Pozostawiając kontekst produkcyjny za sobą, byłem szczerze zaskoczony tym, co zawiera się w historii. Generalnie film porównałbym do toczącej się kuli śnieżnej. Z każdą kolejną chwilą przybiera na rozmiarze, czy to przez dołączających bohaterów, czy to z powodu napiętych emocji, które wzbierają się w nich. Co również składa się na tę kulę to… humor. Całkiem niespodziewany biorąc pod uwagę ciężar poruszanych tematów, a jednak zgrabnie wpleciony. Nie posunąłbym się do stwierdzenia, że ,,To był zwykły przypadek” jest komedią absurdu, bo to przede wszystkim dramat, ale dość regularnie sytuacja bohaterów coraz bardziej wymyka się im spod kontroli. Żarty nie odstają w żaden negatywny sposób. Szczególnie kiedy są te wprost krytykujące Iran, jak chociażby jeden powtarzający się związany z łapówkami. To także dobry pomysł na spuszczenie z balonu przynajmniej nieco powietrza, gdyż wieczne trzymanie widza w napięciu nie tylko jest trudne, ale także może odbić się negatywnie.
To moralny thriller na niezwykle wysokim poziomie. Jafar Panahi dobrał ciekawe tematy do najnowszego filmu, również opierając go na własnych doświadczeniach z czasu uwięzienia przez reżim. Dlatego ,,To był zwykły przypadek” nie jest zaledwie dysputą, nad którą spędzi się może parę dni, lecz także ważnym świadectwem człowieka, który jest świadom tego przez co przechodziły takie ofiary i jak bardzo ciężko jest im wrócić z powrotem do normalnego życia po uwolnieniu. Czy zemsta na oprawcy byłaby moralnie uzasadniona? Czy sprawiłaby, że ofiary poczułyby wreszcie ulgę? Takie pytania nie mają jedynej słusznej odpowiedzi i rewelacyjne, otwarte zakończenie jest właśnie świadectwem tego.
Ocena: 8/10
Film obejrzany podczas 25. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego BNP Paribas Nowe Horyzonty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz