czwartek, 28 marca 2024

,,Godzilla x Kong: The New Empire" / ,,Godzilla i Kong: Nowe imperium" - recenzja

 

Jak trzyma się MonsterVerse? Ano całkiem nieźle.


Adam Wingard to nostalgiczny twórca i jego dorastanie w latach 80. miało ogromny wpływ na to jakie filmy tworzy. Neonowa stylistyka, pulpowość historii, soundtracki wypełnione dawnymi hitami... W jego pełnometrażowych produkcjach łatwo można zobaczyć inspiracje, ale także pewne współczesne urozmaicenia. ,,Następny jesteś ty" ma w sobie klasyczną formułę slashera, ale dodaje do niego nieco odwróconą dynamikę między postaciami. ,,Gość" ma estetykę kina lat 80. lecz oferuje w sobie kilka dodatkowych niespodzianek. ,,Notatnik śmierci" adaptuje współczesny materiał źródłowy, ale przemienia go w zaskakująco śmieciową i pełną neonowej kolorystyki historię. Zaś ,,Godzilla vs. Kong" przypomina bezwstydne filmy o potworach, a do tego skręca w stronę mocnych kolorów zamiast ciemności znanej z poprzednich dwóch filmów z Godzillą. Wingard opanował czerpanie i nawiązywanie do kina tamtych lat w ramach tych współczesnych produkcji.


Tak samo jest w przypadku ,,Godzilla i Kong: Nowe imperium". Jego drugie dzieło w ramach MonsterVerse jest ewolucją tego co zrobił w 2021 roku. To ponownie bezwstydny film o potworach, który nawet bardziej odchodzi od zwyczajowej powagi tego uniwersum. W zasadzie reżyser traktuje swój nowy film jako plac zabaw i to od dwóch stron. Na jednej płaszczyźnie sprawdza on na co może sobie pozwolić. Zaś na drugiej traktuje postacie jak action figures, którymi bawił się w dzieciństwie. I jest w tym coś niezwykle uroczego co absolutnie rozumiem. Nawet historia przypomina taką wymyśloną przez dziecko w trakcie zabawy. Jest absolutnie pretekstowa. Służy temu, żeby móc zobaczyć kolejne walki potworów. W związku z tym nie ma realnej wagi czy stawki, ale ja nie widzę w tym problemu. Mi nie przeszkadza kiedy produkcje z tego gatunku nie przejmują się fabułą. Zresztą filmy o Godzilli od Toho przez lata robiły dokładnie to samo.

Jednak jeśli kogoś przerasta wizja Godzilli robiącej suples Kongowi lub tego jak ten drugi używa małej małpy jako maczugi, to lepiej niech nie przekonuje się na własnej skórze jak wygląda reszta filmu. Tak jak napisałem, Wingard sprawdza na co może sobie pozwolić. Nowe imperium jest absurdalniejsze od poprzedniej części. Tyczy się to poszerzonego rozbudowania świata, które powoli sięga poziomu dziwnych teorii spiskowych. Generalnie to uroczo głupiutkie S-F, przy którym świetnie się bawiłem. Nie udaje ono niczego więcej i wiem z czego wynika ten kierunek. Dodatkowo pochwalić muszę kolejny krok w skupieniu się na monstrach, bo w tym filmie spędzamy jeszcze więcej czasu oglądając właśnie je. Protagonistą znowu jest Kong i dalej nie brakuje mu charakteru. Dostał również niezłą relację z Suko, która wpisuje się w ogólny motyw rodziny, który film próbuje nieco podjąć. Wingard ponownie wie jak w przypadku potworów użyć ich mimiki oraz gestów, aby wyrazić ich intencje i charakter.


Niestety nie obyło się bez problemów w związku z takim dużym skupieniem na tych dużych postaciach. Otóż słabo został rozplanowany balans pomiędzy nimi, a ludźmi. Film podąża bardzo monotonną budową: scena z ludźmi-scena z Kongiem-scena z Godzillą. A jako, że to pierwsze nie jest specjalnie ciekawe (choć ogromnie doceniam angaż jak zwykle cudownego Dana Stevensa!), to produkcja zalicza parę momentów spowolnienia. Nic co by sprawiało, żeby seans mi się ciągnął, ale można było nieco sprawniej opowiedzieć tę historię. Ewentualnie zamienić parę zbędnych momentów na takie, które usprawniłyby to co potrzebowało tego. Mam konkretniej na myśli mój główny problem z ,,Godzilla i Kong: Nowe imperium" czyli relację tytułowych dwóch olbrzymów. Obiecany team up z dynamiką rodem z filmów buddy cop jak ,,Zabójcza broń" jest za słabo eksplorowany. Ogranicza się do naprawdę niewielu scen i pozbawiono go nawet jakiejś jednej sceny wieńczącej go. To duże rozczarowanie po tym jak ta relacja była bardzo jasnym punktem poprzedniej części. Szkoda, że tylko w kilku pojedynczych momentach dochodzi do interakcji między nimi.

Przynajmniej jest ogólnie dużo potworów. Co prawda pojawiają się na krótko, ale film regularnie oferuje starcia. Te wyglądają w większości dobrze. Okazjonalnie potrafią być mniej czytelne i taki finał zdecydowanie różni się od tego jak wyglądają starcia w miastach, ale wciąż są satysfakcjonujące. Jednak trochę rozumiem tych narzekających na komputerowy chaos. Nie jest to kierunek, który spodoba się każdemu i daleko mu do tego co można było oglądać na początku MonsterVerse. Chociażby z powodu większej lekkości z jaką poruszają się postacie. Lecz starcia mają w sobie ten specyficzny urok towarzyszący bezwstydnemu filmowi o bijących się potworach. Uśmiech po prostu nie schodził mi w tych momentach z twarzy. Jest coś pięknego w widoku Godzilli i Konga biegnących razem na przeciwnika. Aż chce się powiedzieć, że ,,the boys are back in town".


Pewna kontrola mogłaby się przydać Wingardowi, bo jednak balansowanie pomiędzy wątkami wypada średnio, niektóre starcia powinny były wrócić bardziej wyglądem do tych z poprzedniego filmu i nie dostarcza on tyle ile bym chciał w aspekcie relacji Godzilli oraz Konga. Lecz pomimo tych problemów wciąż bawiłem się bardzo dobrze. Ja w pełni rozumiem Adama Wingarda i cieszę się, że tworzy on filmy wręcz wykreowane pode mnie. I choć ,,Godzilla i Kong: Nowe imperium" jest gorszą produkcją od tych, które wymieniłem na początku, to nadal stanowi ona kolejne solidne zasilenie MonsterVerse. Uniwersum o wielu różnych twarzach, do którego lubię wracać. Nie wiem czego spodziewać się w jego przyszłości, ale mam nadzieję, że Wingard mógłby jeszcze wrócić na kolejny film. Widzę potencjał, żeby poprawić parę błędów, które teraz popełnił i dostarczyć jeszcze jedną produkcję na poziomie cudownego ,,Godzilla vs. Kong". Choć i tak dobrze, że jestem zadowolony z tego co dostałem teraz.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz