sobota, 19 sierpnia 2023

,,Blue Beetle" - recenzja

 

Dokąd nocą tupta niebieski żuk? Do DCEU czy DCU? Tego nie wie chyba nikt.


Ogólnie to o tym DC to nadal niewiele wiadomo w kontekście przyszłości. Ta sama myśl pojawiła się już zarówno w mojej recenzji ,,Shazama! Gniewu bogów" jak i ,,Flasha". I teraz wraca w recenzji ,,Blue Beetle". W uniwersum nadal jest źle. Zaliczyło ono w 2023 roku dwie klapy finansowe, a teraz dostanie najprawdopodobniej kolejną w postaci filmu Ángela Manuela Soto. Ludzie ciągle zastanawiają się kto wróci, a kto nie. To samo tyczy się ,,Blue Beetle". Niby to nie jest pierwszy film DCU, ale mówi się, że sama postać wróci. Tylko czy to wystarczająca zachęta dla ludzi, aby pójść do kina? Wystarczy sobie przypomnieć jak ten sam świat odrzucał całe koncepty tylko z powodu bycia częścią źle przyjętych filmów. Odbudowanie zainteresowania uniwersum wśród widowni wydaje się niemożliwe i uważam, że ta pozycja w tym nie pomoże.

Jednakże tym co niewątpliwie sprawia, że odbiór ,,Blue Beetle" wśród krytyków jest (ku zaskoczeniu wielu) pozytywny, jest aspekt rodziny. Nawet jeżeli sam uważam film za bardzo generyczny, to nie brakuje w nim serca w wielu momentach. Głównym motywem, który jest dużą częścią postaci Jaime jest właśnie jego rodzina. Praktycznie stale towarzysząca, stanowiąca również ważny kulturowy aspekt. Kiedy ,,Blue Beetle" sporo pierwszej połowy poświęca tym relacjom rodzinnym to jest naprawdę przyjemny. Wkrada się nieco komentarza na temat zabierania kultury mniejszym społecznościom przez korporacje w dużych miastach. To źródło dla niezłego dramatu, który później umocni tę rodzinę. I choć nie jest to jakieś specjalnie oryginalne, to mimo wszystko działa.


Szczególnie, że nie jestem w stanie przypomnieć sobie wielu superbohaterskich filmów, które kładłyby tak duży nacisk na aspekt rodziny. Jednym, który przychodzi mi do głowy jest również należący do DC ,,Shazam!". I nie zdziwię się jeśli trochę ludzi będzie miało skojarzenia z tamtą produkcją. Poczynając od tropu chłopaka, który nigdy nie widział siebie w roli superbohatera, ale dorasta do tej roli czy nawet kończąc na takich drobniejszych rzeczach jak to, że w obu filmach aktorzy mogli faktycznie chodzić po planie w realnych kostiumach. Nawet humor jest w miarę podobny. I wydawałoby się, że przewagą ,,Blue Beetle" będzie ta latynoska kultura. Cóż, to duża zaleta, ale niestety Ángel Manuel Soto to gorszy reżyser niż David F. Sandberg.

Być może to kwestia braku doświadczenia w kręceniu blockbusterów, bo najnowsza produkcja DC bardzo słabo sprawdza się jako komiksowe widowisko. Niby jest w nim trochę bezwstydnej komiksowości, ale również znalazło się sporo rzeczy, których zdecydowanie nie chcę w tego typu produkcjach. ,,Blue Beetle" to bardzo generyczny origin, który bez tych zalet, o których wcześniej wspomniałem, byłby skazany na absolutną porażkę. Od połowy skręca on dużo bardziej w stronę akcji. Nieszczególnie dobrze nakręconej. Pod tym względem przykro jest patrzeć, że tak cudowny operator jak Paweł Pogorzelski brał udział w tym projekcie. Jeżeli do czegoś się nie nadaje to z pewnością do widowisk. Przez część czasu stara się o jakieś dłuższe ujęcia w walkach, ale często też kompletnie zatraca się jego styl w tym przeciętnie wyglądającym filmie.


Dlatego nawet jeśli wizualnie to wciąż poziom wyżej od poprzednich dwóch filmów DC, to mimo wszystko jest to niewielkie pocieszenie. Tylko okazjonalnie zdarzy się jakaś pomysłowość w mocach tytułowej postaci. Nie pomaga również to jak duża część akcji dzieje się w nocy. Ogólnie to jestem ciekaw czy taki nacisk na widowiskowość wynikł z tego, że film przeszedł ze streamingu do kina. Kto wie, może początkowo mogliśmy dostać coś bardziej kameralnego. Coś co ja osobiście chętnie bym przyjął. Taki ,,Shazam!" dużo zyskał na tym, że nie miał rozbuchanego finału. Tutaj również dało się to zrobić. Tymczasem co dostaliśmy to brzydką oraz nieangażującą drugą połowę.

Taki efekt końcowy wynika również z powodu tragicznych czarnych charakterów. Susan Sarandon wygląda jakby wyrwała się z innego filmu (najpewniej ,,Supergirl"), a Raoul Max Trujillo przez 90% swoich scen gra najnudniejszą postać w historii tylko po to, żeby na koniec doszło do desperackiej próby nadania mu jakiejkolwiek głębi. Całe szczęście, że chociaż reszta postaci wypada lepiej. Jaime, choć zbudowany z bardzo typowych cech (gadatliwy, niepewny przyszłości), jest mimo wszystko charyzmatyczny dzięki bardzo dobremu Xolo Mariduenie w tej roli. Ma on również fajną dynamikę z resztą rodziny. W niej łatwo jest wyróżnić wujka Rudy'ego granego przez George'a Lopeza, który stara się dużo mocniej niż wymagałby tego od niego scenariusz. Swój moment wyróżnienia dostaje nawet babcia. Niestety gorzej w tym rodzinnym wątku wypadł jeden moment, którego nie zdradzę, choć powiem, że przypomniał mi on coś dużo słabszego od sceny z ojcem w ,,Czarnej Panterze". Zupełnie nie zadziałało to dla mnie.


I takim nierównym filmem jest ,,Blue Beetle". Ciężko nie docenić serca jakie zostało włożone we wszystkie aspekty związane z rodziną oraz latynoską kulturą. Dzięki temu pierwszą połowę spędza się w przyjemnym gronie, a pewne obecne jeszcze wtedy motywy są całkiem niezłe. Również strona wizualna na tym etapie wypada znośnie. Duże problemy zaczynają się po godzinie kiedy już typowe superbohaterskie tropy grają znacznie większą rolę. Przez to nawet stała obecność rodziny nie jest wystarczającą pomocą, bo akcja jest zbyt brzydka i nudna, żeby dało się czerpać przyjemność z filmu. A ostatecznie dochodzą jeszcze różne nieścisłości, których wyjaśnienia pewnie mielibyśmy doczekać się dopiero w przyszłości. Czy tak się stanie? Tego nie wiem. Tak to jest z tym DC, że zawsze ciężko przewidzieć co nas czeka w ciągu następnych paru lat. Jednak jeśli miałbym mieć jakieś życzenie w kontekście ,,Blue Beetle" to byłoby nim, żeby postać pozostała w uniwersum. Debiut mogła zaliczyć słaby, ale Jaime Reeves w wykonaniu Xolo Maridueny zasługuje na następne występy.

Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz