środa, 18 grudnia 2019

,,Serce do walki" - recenzja


Na wszystko przychodzi czasem koniec i to samo dotyczy tegorocznej ,,trylogii bokserskiej" rozpoczętej ,,Underdogiem", a kontynuowanej ,,Fighterem". Jak wypada ,,Serce do walki" względem tamtych produkcji?


W polskim kinie dalej można narzekać na brak oryginalności. Oczywiście pojawia się coraz więcej produkcji, które odznaczają się świeżością, ale dalej powstaje masa komedii romantycznych czy też filmów Vegi. Dlatego pojawienie się ,,Underdoga" było miłym akcentem, bo kina sportowego brakowało. Niestety ,,Fighter", który miał premierę nie tak długo później, był znacznie gorszy i wyglądał jakby podczepiał się pod sukces tamtej produkcji, a nie miał pomysł na siebie. A dziwnie się zrobiło kiedy ogłoszono ,,Serce do walki". No, bo naprawdę, ,,trylogia bokserska" w przeciągu jednego roku? Do tego z trzecim filmem, który aż krzyczał, że będzie paździerzem? Jedyne co mnie pocieszało to wewnętrzne przekonanie o tym, że gorzej od ,,Fightera" nie może być. Niestety nie doceniłem Kacpra Anuszkiewicza i jego debiutu, bo okazało się, że ta trylogia zdołała zakończyć w możliwie najgorszy sposób jaki się dało.

Co gorsza, to już nawet nie jest kwestia porównywania wszystkich trzech produkcji ze sobą. ,,Serce do walki" jest okropne samo w sobie. Szczególnie pod względem technicznym. Widziałem masę debiutów, które były znacznie lepiej nakręcone od filmu Anuszkiewicza, więc brak doświadczenia nie jest w tym przypadku dobrym usprawiedliwieniem. I niezrozumiałe jest dla mnie, żeby jakikolwiek reżyser mógł uznać za dobry pomysł wypełnienie filmu w jakichś 75% smutnym pianinem. Do tego dobór aktorów i ich prowadzenie również pozostawiają wiele do życzenia. ,,Serce do walki" można by wręcz przyrównać do budżetowego projektu szkolnego. Choć nawet one bywają lepsze od filmu Anuszkiewicza.

Źle jest również pod względem scenariusza. O ile ogólny zarys historii jest prosty i ciężko przyczepić się do niego, tak postacie czy dialogi są znacznie gorsze. Bohaterowie w filmie albo nie mają cech charakteru albo nie wyróżnia ich dosłownie cokolwiek. Główny bohater to po prostu kłoda drewna (chociażby przez umiejętności aktorskie aktora), o której nie można powiedzieć niczego poza tym, że chce chronić brata, ale to wszystko. Reszta jest równie nudna i absolutnie nikt nie zdołał sprawić, żebym go polubił. Natomiast dialogi są jeszcze gorsze. Nieważne czy nasz główny bohater będzie próbował umówić się z dziewczyną na kolejne spotkanie czy będzie starał się dogadać z szefem mafii to wypowiadane przez te postacie kwestie będą brzmiały okropnie. Nie ma w nich żadnej autentyczności i są one sztuczne oraz zwyczajnie okropne.

Niczemu nie pomagają też aktorzy. Znanych nazwisk tu nie ma i może ten brak doświadczenia oraz umiejętności prowadzenia obsady ze strony reżysera sprawił, że nikt poza dosłownie Michałem Milowiczem w króciutkiej i niepotrzebnej roli nie zagrał dobrze. A szczególnie dotyczy to odtwórcy głównej roli. Dawno nie widziałem tak tragicznego występu aktorskiego. Cały jego sposób bycia, wypowiadania dialogów oraz mimika pozostawiają wiele do życzenia. Jedyne w czym kibicuje mu się to w przegranej każdej możliwej walki.

A jako, że jest to część ,,trylogii bokserskiej" to nie mogę uniknąć porównywania ,,Serca do walki" z resztą filmów. I pod tym względem jest tragicznie. Może i ,,Fighter" był fabularnym bałaganem, ale przynajmniej realizacja nie pozostawiała tak dużo do życzenia. Film Anuszkiewicza nawet posiadając prostszą historię  przegrywa starcie z ,,Underdogiem" oraz ,,Fighterem", bo przynajmniej tamte produkcje nie wyglądały jak projekty szkolne. I jeszcze lepiej, ten, który wszedł jako pierwszy mógł zostać nawet uznany za nie taki najgorszy film.


Nie dość, że ,,trylogia bokserska" była złożona z średnich bądź złych filmów to jeszcze zakończyła się w okropny sposób. A jako, że jest to debiut bardzo niedoświadczonej osoby to wierzę, że jego reżyser, Kacper Anuszkiewicz, jest niczym ta jedna osoba, której ktoś powiedział, że sama nie umiałaby zrobić dobrego filmu, więc napisał scenariusz, a po tym wyreżyserował film i został jego producentem. Niczym Tommy Wiseau, ale odróżnia go to, że ten miał pasję i ostatecznie ,,The Room" nie musiało niczego udowadniać. Zaś ,,Serce do walki" na pewno nie sprawi, że ktoś uwierzy iż Kacper Anuszkiewicz nadaje się do reżyserii.

Ocena: 2/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz