środa, 11 grudnia 2019

,,The Irishman" / ,,Irlandczyk" - recenzja


Martin dostał kasę, zrobił sobie 3,5 godzinny film gangsterski na Netflixa i spoko. Tylko pozostaje jedno pytanie. Po co?



Trochę ciężko jest przysiąść do ,,Irlandczyka". Mówimy o 3,5 godzinnej epopei gangsterskiej od Martina Scorcese. Próg wejścia jest wysoki i ja sam wiedziałem, że nie zdołam wytrzymać tego w kinie z wielu różnych powodów. Jednak mojego seansu w domu też nie chciałem traktować byle jak. Planowałem usiąść do tego na spokojnie, bo taka produkcja tego wymaga. Nie jest to film, który oglądałbym na raty. I niektórzy mogą uznać, ze przesadzam co byłoby normalne. Jednak nieważne czego bym nie uważał o ,,Irlandczyku" to muszę przyznać, że warunki oglądania i podejście do seansu zmieniają sporo w kontekście nowej produkcji Scorcese.

,,Irlandczyk" to powoli opowiedziana historia życia i zapis jakiejś epoki. Zaczynamy od momentu kiedy już główny bohater, Frank, jest u sędziwego wieku i zaczyna wspominać swoje gangsterskie życie. Dlatego przenosimy się w czasie do różnych okresów w jego życiu i ten lekki chaos w opowiadaniu może nieco przeszkadzać. Nie będę ukrywał, że momentami gubiłem się w fabule. Jednak jest jakiś urok w tej narracji. Przypomina mi to sytuację, gdzie dziadek postanawia podzielić się z rodziną swoją przeszłością. Zaczyna od konkretnego punktu, ale tak opowiada i nagle przypomina sobie np. starego przyjaciela i zaburza porządek opowiadania, bo chce powiedzieć jak go poznał. Jeśli kupi się ten sposób opowiadania to nie powinno się mieć problemów z lekkim chaosem narracyjnym.

Tym bardziej można go wybaczyć, bo scenariusz stoi na wysokim poziomie. Cała fabuła jest bardzo długa, ale ani przez moment nie czuć jakby nie miała sensu i nie łączyła się. Wszystkie intrygi oraz układy pomiędzy gangami są dobrze rozplanowane i przyciągają uwagę. Pomimo ogromnego budżetu oraz monstrualnego czasu trwania ,,Irlandczyk" nie ma dużego rozmachu. Nie dzieją się co chwilę strzelaniny, a ważniejsze są właśnie te intrygi. Dlatego ,,Irlandczyk" wymaga pełnego skupienia, bo ważne jest dokładne śledzenie historii. Trzeba do tego przysiąść raz, a dobrze i mocne dzielenie oglądania filmu może nie być najlepszym pomysłem. Z drugiej strony zrozumiałe jest również to, że ktoś może nie mieć wolnych 210 minut, bądź też jest to dla niego zbyt długi czas trwania i będzie się nużył. Ludzie mają różne preferencje i ja sam trochę nudziłem się momentami. Zwłaszcza, że moim zdaniem film mógł trwać krócej, bo zdarzają się tutaj niepotrzebne dłużyzny. Jednak jest zawsze szansa, że wam te 3,5 godziny będą odpowiadać, więc nie warto się zniechęcać.

Tak jak wspomniałem, trochę nudziłem się w trakcie oglądania ,,Irlandczyka". Jednak nie powstrzymało mnie to przed docenieniem wielu rzeczy, które film zrobił dobrze. Ciężko nie pochwalić obsady. Świetnie jest widzieć Joe Pesciego albo Ala Pacino w jakiejś porządnej roli po tylu latach. Postacie są dość charakterystyczne i aktorom udaje się wczuć w ich bohaterów. To samo zresztą tyczy się Roberta De Niro, który nareszcie wygląda jakby miał chęć do życia i dostarcza całkiem dobrą rolę. Reszta oczywiście mu nie ustępuje i cała obsada jest na spory plus.

Ciekawiej jednak jest z realizacją. O ile o scenografii czy kostiumach nie powiem niczego więcej niż tego, że są na wysokim poziomie, tak efekty specjalne są nieco bardziej dyskusyjną sprawą. Przed premierą sporo mówiono o cyfrowym odmładzaniu aktorów. Nie jest to nowość, ale dyskusja wokół tego i tak istniała, bo nie wyglądało to najlepiej na zapowiedziach. Był powód, żeby się martwić. I pomimo nie najlepszego pierwszego wrażenia, CGI nie wypada źle. W pewnym momencie można się wręcz przyzwyczaić do odmłodzonego De Niro albo Pesciego. Choć bez problemów nie obyło się. Nawet jeśli aktorzy wyglądają w miarę młodo to wciąż można poczuć, że są starzy. Dlatego ciężko jest uwierzyć, żeby Frank miał 40 lat, bo kondycja Roberta De Niro zdaje się być zaprzeczeniem tego. Jednak odmłodzeni aktorzy nie stanowią aż tak dużej części filmu i nie oglądamy ich tak często, więc nie jest to duży problem i ostatecznie realizacja stoi na bardzo wysokim poziomie.

Niestety nieważne jak bardzo bym nie doceniał nowego filmu Scorcese za różne rzeczy to coś nie daje mi spokoju. Pomimo tego wszystkiego pozostałem bardzo obojętny na to co oglądałem. Zastanawiałem się nad przyczyną takiego stanu rzeczy. Reżyseria jest na dobrym poziomie i z filmem wszystko jest w porządku, więc pomyślałem, że chodzi o tematykę. Nie mam nic przeciwko kinu gangsterskiemu, ale historia kompletnie mnie nie zainteresowała. Być może największym problemem jest to, że film równie dobrze mógł nie powstać. Niby ma to być pożegnanie Martina Scorcese z tym gatunkiem, ale śladów tego w ,,Irlandczyku" nie znalazłem. To po prostu porządny film, który nawet nie jest do końca gangsterską produkcją. Bardziej przypomina społeczne kino. Nie ma w tym niczego złego, ale pozostaje w takim razie pytanie, po co?

,,Irlandczyk" nawet pomimo swojego bagażu zalet pozostaje dla mnie produkcją, o której prędko zapomnę. Miło, że przypomina o tym iż warto czasem wyłożyć duże sumy pieniędzy na autorskie filmy, ale trzeba pamiętać o tym, żeby stały one na wysokim poziomie i powstały ponieważ ktoś miał na nie pomysł. Niestety ,,Irlandczyk" sprawia wrażenie jakby został stworzony przez Martina ponieważ ten kiedyś specjalizował się w kinie tego typu. Trochę jak składanka Greatest Hits, która została złożona wcale nie najlepszych kawałków. Jasne, znajdą się utwory, które przypomną ci o starych, dobrych czasach, ale po wysłuchaniu składanki uświadamiasz sobie, że może lepiej było po prostu samemu znaleźć jakieś piosenki, a nie sugerować się czyimś wyborem. I nie chodzi o to czy lepsi byli ,,Chłopcy z ferajny" czy jakakolwiek inna gangsterska produkcja Scorcese. To o czym myślę to to czy przy nich był większy sens ich egzystencji. ,,Irlandczyk" mógł równie dobrze nie powstać, bo nie niesie ze sobą niczego ciekawego, ale przynajmniej nikt nie ucierpi podczas oglądania go.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz