piątek, 1 września 2023

,,One Piece" - recenzja

 

A nie mówiłem?


Aktorska adaptacja ,,One Piece" tworzona dla Netflix to było swego rodzaju ,,być albo nie być". Platforma zyskała (dość niesłusznie) złą reputację takimi produkcjami jak ,,Notatnik śmierci" z 2017 czy ,,Cowboy Bebop" z 2021. Nawet uwielbiane ,,Alice in Borderland" nie zdołało przekonać ludzi, że platforma może dostarczać dobre aktorskie adaptacje mang i anime. Stąd też od momentu pojawienia się wieści, że powstaje serialowy ,,One Piece", stale dochodziły negatywne głosy. Były one obecne dość długo i dopiero od czasu zwiastunów część ludzi zaczęła być nastawiona pozytywniej do projektu. Jednak nadal pozostawał on czymś niezwykle ryzykownym ze względu na specyfikę materiału źródłowego oraz pokaźny budżet minimum 18 milionów dolarów na każdy epizod. I choć dopiero następne lata pokażą jaki wpływ miał ,,One Piece" od Netflixa, to myślę, że można go już teraz nazwać sukcesem jak przypomni się to o czym pisałem na początku.


Pomimo masy obaw, pierwsze opinie zarówno krytyków jak i widzów są bardzo pozytywne. A ja również dołączam się do nich, choć w moim przypadku to nie powinno być zaskakujące. Przyznam, że na samym początku byłem sceptykiem, ale każdy materiał z planu pokazywał tylko, iż jest to serial, na który warto by było czekać tyle lat. Duet showrunnerów jakim jest Steven Maeda oraz Matt Owens, to fani oryginału. Można było spokojnie powierzyć im zadanie przeniesienia go na aktorskie medium. Tegoroczny ,,One Piece" od samego początku kipi energią i przede wszystkim miłością do świata wykreowanego przez Eiichiro Odę. Produkcja zachwyca stroną techniczną, która z ogromną dbałością o szczegóły przedstawia niezwykle kreatywne lokacje oraz postacie. Do tego już na etapie pierwszego odcinka pokazuje, że twórcy dobrze wiedzieli jak sensownie zmieścić całe East Blue Saga, aby każdy, niezależnie od tego czy zna oryginał czy nie, mógł cieszyć się tą nową wersją historii o załodze Słomianego Kapelusza.

Na szczęście aktorski ,,One Piece" jest tym dobrym typem adaptacji. Ludzie, którzy znają oryginał, nie dostaną ponownie tego samego. Zachowany zostaje oryginalny koncept, nie zmieniają się również miejsca akcji, ale to jak poznają się postacie oraz łączą, jest już czymś innym. Najprościej jest to ująć tak, że aktorska adaptacja to skondensowana wersja oryginału. Co ma swoje dwie zalety. Pierwsza wiąże się z długością mangi i anime. Dla wielu ten czynnik jest tym co sprawia, że nie sięgają po ,,One Piece". Teraz, ci ludzie dostają możliwość zobaczenia wersji, która im to ładnie skraca. Druga zaleta? Zaadaptowane East Blue Saga to mniej więcej 100 rozdziałów komiksu lub 60 odcinków serialu. Przeniesienie tego w identyczny sposób w ramach 8 odcinków trwających po godzinę, było niemożliwe. Dlatego zdecydowanie się na zmiany, które skróciłyby długość tych arców i ładnie spięły je w całość, było bardzo dobrym pomysłem.


Co nie zmienia tego, że tempo nie zawsze jest idealne. Dłużyzn w ogóle nie ma, lecz momentami czuć w jakich miejscach twórcy musieli pójść na skróty. Mocno widoczne jest to w drugim odcinku, który niczym pierwszy, przedstawia jeden arc w ciągu godziny. Pomijając już to czego tam nie ma względem oryginału, to czuć, że próbowano zmieścić za dużo na raz. Na szczęście te arci, które doczekały się dwóch epizodów, wypadają dużo lepiej. W ich trakcie udaje się jednocześnie rozwijać załogę Luffy'ego, dołączać do niej kolejną postać, przedstawić czyjąś przeszłość, a nawet zmieszczony jest zupełnie nowy wątek o marynarce. To dużo, ale dzięki pozbyciu się jakiegoś wątku albo ograniczeniu roli pobocznych postaci, zostaje zachowany dobry balans. Jednocześnie fani powinni być gotowi na to, że może zabraknąć tego co szczególnie im się podobało w oryginale. U mnie byłaby to chociażby większa rola miasta w drugim odcinku czy brak paru starć.

Jednak to sprawia, że aktorski ,,One Piece" jest bardzo dobrym punktem startowym dla ludzi, którzy chcieliby jakoś rozpocząć przygodę z serią. Sam w sobie stanowi udaną produkcję z zestawem zalet wynikających z tego konkretnego medium. Zaś po obejrzeniu go można od razu sięgnąć po mangę lub anime, które zaoferują nawet więcej. Adaptacja Maedy oraz Owensa to produkcja, która ma bardzo dobry powód, żeby istnieć. Jeśli brakowało wam produkcji o piratach to wypełni ona tę lukę. Załoga Słomianego Kapelusza jest cudowną ekipą, dzięki której ogląda się te przygody z jeszcze większą przyjemnością. Skupmy się na takim Luffym. To nic dziwnego, że Oda liczył na jak najlepsze odwzorowanie tej postaci i to udało się. Protagonista w wykonaniu Iñakiego Godoy'a zachowuje wszystkie najważniejsze cechy z oryginału. Zaraża on pozytywną energią oraz nadzieją wszystkich wokół, a pomimo zwyczajowego spokoju ducha, poważnieje gdy przyjaciele są zagrożeni. To sympatyczny główny bohater, któremu łatwo kibicować.


Natomiast reszcie postaci powoli udziela się jego optymizm. ,,One Piece" ma lubiany przeze mnie trop niecodziennej ekipy, która powoli staje się rodziną. Działało to w oryginale i działa również tutaj. Z początku nasze trio, Luffy, Nami oraz Zoro, niespecjalnie dogaduje się, a działają ze sobą przez zbiegi okoliczności i tymczasowe potrzeby. Ale jak się później okaże, dla złodziejki oraz łowcy piratów ten niepozorny chłopak z wielkim marzeniem będzie dokładnie tą osobą, której potrzebowali w życiu. Ich relacja jest prowadzona naturalnie, a dzięki temu, że serialowi nie brakuje momentów oddechu, aby mogli oni spokojnie porozmawiać, to widać jak bardzo rozwijają się na przestrzeni tych 8 odcinków. Zaś późniejsze dodawanie kolejnych członków działa bez zarzutu. Do końca 1 sezonu, postrzegałem już załogę jako rodzinę.

Jest to zasługa nie tylko tego jak są pisane postacie, ale również obsady. Muszę ogromnie pochwalić każdą osobę odpowiedzialną za casting. Jest tu cała masa rewelacyjnie dobranych osób do konkretnych ról. Załoga Słomianego Kapelusza uosabia te postacie. Można by powiedzieć, że czułem jakbym oglądał tych konkretnych bohaterów wprost wyjętych z oryginału. O Godoy'u już wypowiadałem się, więc skupię się na reszcie. Mackenyu pomimo początkowej sztywności i lekkiej monotonii, dobrze sprawdza się jako Zoro, który z czasem zaczyna się przyzwyczajać do nowego miejsca w jakim się znalazł w życiu. Emily Rudd jest charyzmatyczna, a każda jej sekwencja w Arlong Park wypada wspaniale jak przystało na postać Nami, która odgrywa tam kluczową rolę. Jacob Romero jest dokładnie tym gadatliwym Usoppem jakiego pamiętam, ale przy tym jego kłamliwość jest ograna tak, aby wypadał on dużo sympatyczniej. I jest jeszcze Taz Skylar, który dostał Sanjiego w wersji znacznie lepszej od oryginału, a z takim materiałem udało mu się stworzyć szarmanckiego bohatera, którego mogłem w końcu polubić.


Jednak na tej załodze świat ,,One Piece" nie kończy się. Oprócz niej mamy jeszcze parę innych ciekawych postaci oraz dobrych wyborów castingowych. Zdążyłem już wspomnieć, że równolegle prowadzony jest wątek marynarki. To co normalnie byłoby pokazane w oryginale później, tutaj jest dużą częścią historii. W ramach relacji Koby'ego oraz wiceadmirała Garpa zawarty jest konflikt moralny związany z piratami i rolą marynarki. Dostaje on całkiem satysfakcjonującą konkluzję pod koniec. Zaś relacja Koby'ego i Helmeppo, choć zmierzająca w oczywistym kierunku, nadal w pewien sposób cieszy pokazując rozwój tej dwójki. Oprócz tych postaci mamy również plejadę złoczyńców, spośród których wyróżnić warto wspaniałego Jeffa Warda jako Buggy'ego (nic dziwnego, że rozszerzono rolę tej postaci), a także McKinleya Belchera jako Arlonga, który emanuje siłą oraz budzi przerażenie. Zaś jego postać reprezentuje ciekawy konflikt ras. Natomiast Mihawk pomimo bardzo krótkiego występu, robi mocne wrażenie dzięki charyzmatycznemu Stevenowi Johnowi Wardowi. Oprócz nich wszystkich, jest też trochę osób, które nieważne czy pojawiają się na dłużej czy krócej, to wciąż spełniają swoją rolę.

Ostatecznie pozostaje już tylko kwestia rozpisania się na temat strony technicznej. A jest ona obłędna. Zdecydowanie widać jak duży budżet poszedł na serial, a to coś czego nie da się powiedzieć o co niektórych wysokobudżetowych produkcjach. Przede wszystkim chwalić się powinno to, że w ogóle zdecydowano się na zbudowanie realnej scenografii w takim stopniu. Statki i ich wnętrza oraz inne lokacje robią wrażenie. Widać jakimi fanami oryginału są showrunnerzy, bo scenografia nie tylko świetnie odzwierciedla to co z materiału źródłowego, ale również jest wypełniona masą drobiazgów, które docenią inni znawcy mangi oraz anime. Ogólnie wizja twórców jest warta pochwalenia, bo przecież naprawdę trudnym zadaniem było przeniesienie tego świata na realne medium. A jednak udało się to. Jest on kiczowaty, gdyż kompletnie nie wstydzi się wyglądu co niektórych bohaterów czy takich przedmiotów jak ślimakofony. Ten absurd działa, bo cały serial jest zbudowany pod konwencję, która traktowałaby go jako coś zupełnie normalnego. Myślę, że ten kicz będzie łatwiejszy dla ludzi do zaakceptowania niż w takim ,,Speed Racerze" (nawet jeśli wciąż był on warty pochwalenia za autorskość).


Całościowo aktorska adaptacja ,,One Piece" jest serialem, który powinien trafić do bardzo szerokiego grona widzów. Wydawało się to niemożliwe dla wielu, a jednak w tym momencie widzę jak fani oryginału oraz ludzie niezaznajomieni z nim jednoczą się chwaląc produkcję Maedy i Owensa. Jest to dla mnie piękny widok, bo może zmieni coś w ogólnej percepcji aktorskich adaptacji mang i anime. Do tego showrunnerzy oraz wszyscy inni zaangażowani w stworzenie serialu zasługują na docenienie. ,,One Piece" w ich wykonaniu jest produkcją angażującą, zabawną, świetnie wyglądającą, a także wypełnioną po brzegi miłością do materiału źródłowego. Stanowi bardzo dobry punkt startowy dla ludzi, którzy nie poznali jeszcze historii Luffy'ego. Zaś fani mogą na nowo przeżyć to co znali, ale bez ciągłego wrażenia deja vu, bo dokonano zmian, dzięki którym jest to coś nowego. Po prostu skondensowana wersja początku mangi i anime. Mam nadzieję, że jak najwięcej ludzi sprawdzi adaptację, bo Netflix mocno liczy na jej sukces biorąc pod uwagę ogromny budżet. Zasługuje ona na docenienie.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz